poniedziałek, 3 marca 2014

Rozdział 2

                Nowy Jork. Miejsce do którego tak uparcie dążyłam. Uwielbiałam to miasto. Miałam związanych z nim wiele wspomnień. Zarówno tych dobrych, jak i złych. Już raz do niego uciekłam, jednak po roku wróciłam do rodzinnej miejscowości. Tym razem nie było powrotu. Kolejna ucieczka, jednak nie zamierzałam więcej patrzeć wstecz. Wydawało mi się, że życie w wielkim mieście jest łatwiejsze. Możesz na zawsze pozostać anonimowym. Nikt Cię nie rozpozna, o ile nie wyślą za tobą listu gończego. W takim mieście możesz być sobą, bez zastanawiania się co ludzie sobie pomyślą. A gdy nie będziesz chciał, nikt Cię nie znajdzie.
Odetchnęłam głęboko. Już od pół godziny siedziałam w samochodzie i zastanawiałam się co zrobić. Dojechałam. Byłam u celu, jednak wciąż nie odważyłam się wysiąść z samochodu. Zerknęłam na zegarek. Dochodziła dziesiąta wieczorem i powoli zapadał mrok. Musiałam zebrać się w sobie. Spojrzałam na starą kamienicę. Nie zachęcała wyglądem, ale już kilka razy upewniłam się, że dotarłam pod prawidłowy adres. Kilka razy też zastanawiałam się czy aby nie jest za późno na odwiedziny, jednak zdawałam sobie sprawę z tego, że tylko próbuję odwlec nieuniknione. Złapałam torebkę leżącą na siedzeniu pasażera i wysiadłam z auta. Podeszłam do klatki w momencie, gdy ktoś z niej wychodził. Przynajmniej udało mi się uniknąć krępującego przedstawienia przez domofon. Nigdy tego nie lubiłam. Z resztą, kto lubił?
                Kamienica w środku wyglądała równie obskurnie, jak i na zewnątrz. Ściany „ozdobione” były licznymi graffiti, na ziemi leżały niedopałki papierosów, a barierka była urwana. Nie było windy, jednak tylko idiota spodziewałby się windy w takim miejscu. A ja i tak bym w nią nie wsiadła. Szłam powoli, mając nadzieję, że z każdym krokiem będzie we mnie coraz więcej pewności. Nadzieja matką głupich. Było coraz gorzej. Gdy dotarłam pod odpowiedni numer mieszkania miałam ochotę zwyczajnie uciec. Wrócić do domu, albo wynająć pokój w hotelu, zupełnie zapominając co było głównym celem mojego przyjazdu.
                Zapukałam w drzwi. A może nikogo nie ma w domu? Albo nikt nie usłyszał mojego pukania? Niestety. Niemal od razu w domu słychać było poruszenie. Ktoś podszedł i przekręcił zamek. Gdy drzwi się uchyliły, osoba stojąca w nich wydawała się być równie zaskoczona jak ja.
                -Nyah? Co ty tutaj robisz?
                -Cudowne powitanie, braciszku, ale mogłabym Cię zapytać o to samo – stwierdziłam z przekąsem. Chłopak rozejrzał się po korytarzu.
                -Wejdź. Nie będziemy rozmawiać w progu – powiedział, otwierając szerzej drzwi. Zsunęłam buty ze stóp i poszłam za bratem. Zaprowadził mnie do kuchni i wskazał na krzesło. Usiadłam i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Mieszkanie było… cudowne. Nie było nowe, jednak bardzo ciepłe i przytulne. Urządzone ze smakiem. Meble wyglądały na stare, jednak naprawione i odnowione. Drewniane kuchenne szafki pomalowane były na ciemny brąz, co idealnie kontrastowało z jasnymi płytkami na podłodze i kremową farbą na ścianach.
                -Tim, musimy… - powiedział chłopak wchodzący do kuchni, jednak zamilknął momentalnie, gdy mnie zobaczył. – Nyah!
                Podskoczyłam i w ciągu kilku sekund znalazłam się w ramionach Liam’a. Liam był chłopakiem mojego dwudziestojednoletniego brata. Spotykali się już prawie cztery lata. Często dogadywałam się z nim lepiej niż z Timem i niemiłosiernie za nim tęskniłam po wyjeździe z Nowego Jorku. Bardzo się zżyliśmy przez ten rok, kiedy mieszkałam z nimi. Chłopak zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku i uniósł nad ziemią. Przez kilka sekund brakowało mi powietrza, jednak Liam zdążył się zreflektować.
                -Nie wiedzieliśmy, że przyjedziesz. Czemu nas nie uprzedziłaś? – spytał siadając na krześle obok mnie. On, w przeciwieństwie do mojego brata, wydawał się być naprawdę uradowany moim widokiem.
                -Chciałam wam zrobić niespodziankę. Jednak nie sądziłam, że spotkamy się właśnie tutaj – wytłumaczyłam zerkając na brata, który był zaabsorbowany robieniem herbaty. – Co, swoją drogą, mógłbyś mi wytłumaczyć, Tim. Sądziłam, że nie utrzymujecie z Ryanem kontaktów.
                Tim zmarszczył czoło w zamyśleniu. Zawsze tak robił, gdy się denerwował.
                -Tak było. Przez kilka pierwszych miesięcy po twoim wyjeździe w ogóle się nie widywaliśmy, ani nie rozmawialiśmy. Dopiero kilka miesięcy temu spotkaliśmy się po raz pierwszy – wytłumaczył chłopak. Wyrzucił torebkę z herbatą do kosza i podał mi kubek z parującym napojem. Upiłam łyk, by dać sobie chwilę na przemyślenie słów brata. Nie chciałam wyciągać pochopnych wniosków, ani oskarżać go o kłamstwo.
                -A teraz co? Mieszkacie razem? – zapytałam splatając dłonie na kubku.
                -Nie mieszkamy. Tylko pomagamy Ryanowi – wtrącił się Liam, który zdołał dostrzec, że i ja i Tim jesteśmy poddenerwowani zaistniałą sytuacją.
                -Pomagacie? Niech będzie. A w zasadzie, gdzie on teraz jest? – spytałam. Przyjechałam podobno do jego mieszkania, jednak po Ryanie nie było ani śladu.
                -Właśnie. Na ten temat musimy porozmawiać – stwierdził Tim. – W zasadzie to jak się tutaj znalazłaś? A raczej, dlaczego?
                -Od dawna planowałam powrót – wzruszyłam ramionami. – A Ryan zadzwonił. Powiedział, że chciałby się ze mną spotkać. Zwyczajnie, po przyjacielsku. Wspomniał też coś o tym, że jest chory, jednak poprosił byśmy nie rozmawiali na ten temat przez telefon. Wydawało się, że gdzieś się spieszył.
                Chłopacy spojrzeli na siebie. Nie podobało mi się ich zachowanie. Można było odnieść wrażenie, że coś przede mną ukrywają. Odbywała się między nimi niema wymiana zdań. Już zapomniałam jak irytujące potrafiło to być.
                -No dobra. Zostawmy to na później. Nie mam czasu na bawienie się w jakieś gierki. Skoro już tu jestem, to chciałabym się z nim zobaczyć.
                -Nyah, nie jestem pewien czy to dobry pomysł – stwierdził Tim, który uparcie unikał mojego wzroku. Zupełnie nie rozumiałam o co mu chodzi. Nie jest pewien czy to dobry pomysł? Niby z jakiego, do cholery jasnej, powodu? Chce mnie chronić przed nim? A może… chce chronić jego przede mną? Bez względu na to o co mu chodziło. Nie zamierzałam się poddać.
                -Co to ma znaczyć? – zapytałam poirytowana. Czy to ludzie zrobili się tacy denerwujący, czy może ja powoli stawałam się aspołeczna?
                -Czy Ryan powiedział Ci na co choruje? – zapytał mnie brat. Na chwilę udało mi się zatrzymać jego spojrzenie. Dopiero wtedy dostrzegłam w jego oczach ból. Ból i panikę.
                -Nie. Powiedział, że nie chce rozmawiać na ten temat przez telefon, a ja nie naciskałam.
                -A powiedział na ile poważny jest jego stan?
                -Nie, Tim. Nie powiedział. Rozmawialiśmy zaledwie kilka minut. Moglibyście wytłumaczyć mi co się tutaj dzieje? Mam dość zabawy w kotka i myszkę.
                -Nyah… - Liam złapał mnie za rękę. Z każdą minutą byłam coraz bardziej przerażona. – Ryan ma raka.
                Patrzyłam na nich nie wiedząc co powiedzieć. Zwyczajnie zabrakło mi słów. Nie musieli więcej tłumaczyć. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego czym jest ta choroba i co potrafi zrobić z człowiekiem. Wyrwałam swoją dłoń z uścisku Liam’a i wstałam z krzesła. Przez chwilę chodziłam po kuchni w tę i z powrotem.
                -Chcę się z nim zobaczyć – powiedziałam nagle. Tim patrzył na mnie smutno, a Liam spuścił głowę. No pięknie. Czego jeszcze mi nie powiedzieli?
                -Nyah. Nie jesteś na to gotowa. – powiedział mój brat robiąc krok w moją stronę. Momentalnie zrobiłam krok w tył.
                -Gotowa na co? Po prostu chcę go zobaczyć i z nim porozmawiać.
                -Nie. Nie zdajesz sobie sprawy… Nie masz pojęcia jak…
                -Uważam, że ma do tego prawo – przerwał mu Liam. Teraz i on wstał. Trzymał wysoko uniesioną głowę, mając nadzieję, że to doda mu pewności siebie. Jednak słychać było w jego głosie wahanie. – To Ryan do niej zadzwonił, to znaczy, że chciał, żeby tu była.
                -To, że Ryan chciał, nic nie znaczy. Myślę teraz o swojej siostrze, którą po prostu chcę ochronić. Ona nie pojęcia czego się spodziewać.
                -Przestańcie do cholery! – No tak, odrobinę się uniosłam. Ale nie cierpię słuchać, jak ktoś mówi o mnie w taki sposób, jakby mnie nie było. – Chcę z nim porozmawiać. Teraz – powtórzyłam po raz kolejny. Widząc, że mój brat zaczyna kręcić głową odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w głąb mieszkania. Nie miałam pojęcia gdzie mogłabym znaleźć Ryana, więc otworzyłam pierwsze drzwi na jakie natrafiłam. Były to drzwi od łazienki. Ruszyłam dalej i już miałam wejść do pokoju, do którego drzwi były uchylone, gdy podbiegł do mnie Tim i złapał mnie za nadgarstki. Miałam ochotę się szarpać, krzyczeć, jednak zwyczajnie nie miałam na to siły. Stanęłam i spojrzałam na niego butnie. Szczerze mówiąc? Miała gdzieś to, że się o mnie martwił. Jak najszybciej pragnęłam zobaczyć się ze swoim… byłym chłopakiem.
                -Nyah, poczekaj chwilę. Nic nie rozumiesz. Porozmawiaj ze mną chwilę, zanim… - zaczął mówić Tim. Widząc, że zamierza prawić mi kazania, zaczęłam próbować uwolnić się z jego uścisku. Po chwili obok mojego brata stanął Liam. Widziałam, że już nie jest po mojej stronie.
                -Chcę go zobaczyć! – krzyknęłam i kolejny raz szarpnęłam ręką. Liam pokiwał przepraszająco głową. Wyglądało na to, że Tim powiedział mu coś, co sprawiło, że zmienił zdanie. Nie obchodziło mnie to. Jak najszybciej pragnęłam porozmawiać z Ryanem. Poprosić by wszystko mi wyjaśnił.

                -Pozwólcie jej – usłyszeliśmy cichy głos. 

***
Przepraszam za długą nieobecność, ale myślę, ze tegoroczni maturzyści mnie zrozumieją :).

3 komentarze:

  1. Wspanialy <3

    PS kiedy pojawi sie kolejny rozdzial na Twoim drugim blogu ? :o

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :).
      Jeszcze nie wiem, czy w ogóle wrócę do tamtego opowiadania, choć wciąż to rozważam. Jednak na pewno nie będzie to wcześniej niż w wakacje.

      Usuń
  2. *0* no w końcu coś się wyjaśniło. Wróciła dla byłego ale w prologu było, iż nie zobaczy swojego obecnego już byłego chłopaka więcej :/ Mętlik w głowie aaaa xd
    Ekh chłopcy to chyba śmieszne określenia na kilkudziestoletnich facetów ale whateva jakoś tak mi się przyplątało.
    Eh ma raka ale czego? Niektóre są łagodne i łątwo wyleczalne, daaa jak ona nic nie daje sobie wyjaśnić.
    Nyah? To jej pełne imię czy skrót? :x
    Po za tym, jeśli poważny jest jego stan to yyy nie powinien w szpitalu siedzieć? .w. chyba, że go tam nie chcieli...
    Aha miałam ciem pochwalić za fajne miasta, Atlanta,NY.Mam nadzieję, że obczaiłaś wcześniej jej trasę a nie wpierniczałaś nazw urbanów jak ci popadną xd.
    Jej brat jest gejem. O,O. chociaż nawet go nie znam ale o,O. Taka odmiana, rzadko natrafiam na blogi w jakikolwiek sposób wspominające o tym.
    Kłaniam siem~!

    OdpowiedzUsuń